Wśród dźwięków

 Odkąd pamiętam nadwrażliwość słuchową odbierała mi radość życia. Któryś z pierwszych dni zerówki- pamietam- płaczę "bo jest za głośno", pani wyprowadza mnie na zewnątrz i pozwala przeczekać najgorsze. Potem udawało mi się przeczekiwać. Nauczyłam się to znosić. Nauczyłam się tłumić łzy i odruch wymiotny gdy nagle przejechał motor, zawyła karetka albo zaszczekał pies.

W dorosłości wyruszyłam na poszukiwanie swojej zakopanej wrażliwości- wraz z miłością do przyrody, naturalną zdolnością komunikowania się ze zwierzakami i znarowiona empatią wróciły słuchowe wyzwania.
Dziś siedząc w ogrodzie przyjaciół wśród oblanej porannym słońcem zieleni poczułam niesłychaną wdzięczność. Jakiż to przywilej, czuć. Jest trudno gdy boli głowa i nie tylko głowa, bo gdy hałas doskwiera boli nawet skóra i włosy, ale któż potrafi rozpoznać ptaszki po śpiewie albo stopień zaawansowania porodu po tym jakie dźwięki wydaje kobieta? Ja. Ja potrafię. To dar.
I nawet gdy idę ulicą i chce mi się płakać, jak wtedy w szkolnej świetlicy bo dźwięki przytłaczają i duszą, już wiem, że nie muszę się bać ani samobiczować emocjonalnie za własne upośledzenie. Po prostu wybieram cichsze miejsca gdy tylko mogę. To ogromna siła, wiedzieć co mi służy a co nie i móc wybierać to pierwsze.





Komentarze

Popularne posty