Zbliża sie wiosna
Kolejna zima w Hiszpanii za nami. Żegna nas niepojętym w ilości i długotrwałości deszczem oraz względnie niskimi temperaturami. Rzeki leją się ulicami. Pranie nie schnie. Drogi rozmoczone, ale zieloność coraz bujniejsza.
Już za tydzień Marcin rusza z Gustawkiem i psami do Polski samochodem, reszta ekipy dołączy drogą powietrzną w pierwszych dniach kwietnia.
Już nie te czasy, żeby wszyscy trzęśli się i gnietli przez pół Europy dwa tygodnie, bo czasami tyle nam to zajmowało 😅 W ciąży, z niemowlakiem, z psami, kotami.... Miało to swoj urok.
W październiku wracamy do tego samego domku, decyzja została podjęta. Niemniej jednak nie wiemy czy jest jakiś plan wieloletni. Życie w wolności uczy, że plany nie mają sensu. Dzieci rosną. Mają swoje wizje. W maju Felek kończy 16 lat- nie ogarniam- i wybiera się w swoją pierwszą samodzielną podróż samolotem. Chce odwiedzić przyjaciela w Portugalii. Dużo błędów zostało napewno przeze mnie popełnionych, kilka niewybaczalnych, ale fakt, że chłopak ma odwagę sam lecieć do innego kraju, wręcz domaga się tego, bo mają z kolegą wspólne pasje, uważam za sukces. A podobno dzieci na ed takie aspołeczne i odrealnione 😉 Felek jest dwujęzyczny, otwarty, kontaktowy (kiedy tego chce rzecz jasna a nie dlatego ze mysli ze musi) i znakomicie kontroluje swoje emocje. Czyli ma wszystko, czego braku tak okrutnie obawiałam się gdy miał 3 lata😉 Ale nie poddałam się i wierzyłam mocno że brak szkoły, presji i stresu, kontakt z naturą i bezwarunkowa miłość wyposaży go jakoś tam i będzie dobrze. No i jest.
Mam ostatnio sporo takich mentalnych powrotów do przeszłości i gdy patrze wstecz na swoje życie od, powiedzmy, końca liceum, to widzę drogę bardzo wyboistą ale jednak prowadzącą mniej lub bardziej w jednym określonym kierunku. Jestem bardzo dumna z siebie i swojej rodziny. Najbardziej chyba z tego, że nigdy nie wyparłam się siebie. Nie musiałam siebie szukać, bo znalazłam tę osobę w gimnazjum i wtedy naszywalam sobie napisy Vivat anarchia na plecaku - kostce, dzis patrzę z tkliwością na moje dzieci oraz własne odbicie w lustrze, myśląc: udało się. I wciąż udaje. Być sobą bez obcych wpływów. To jest moja anarchistyczna naszywka😉
Czasami brak wsparcia ze strony bliskich lub zerwane kontakty i samotność bardzo bolały, ale nie potrafiłam cofać się by odzyskiwać coś co nie miało dla mnie wartości. Poprostu miałam ten "defekt", że nie umiałam udawać albo wmawiać sobie, że coś ma wartość, jeśli nie miało.
Takie sobie luźne przemyślenia, bo zaraz znowu będziemy w Polsce i tam często bywało tak, że komuś przeszkadzał ten nasz styl życia. Ale już nie. Nie widzę już tego poprostu. I nie czuję, że muszę bronić swoich granic, bo żyję w bańce i od jakiegoś czasu nie tłumaczę się już z tego. Moja bańka jest niezniszczalna- nie ma takiej siły, która mogłaby podkopać moja pewność w to, że wszystko jest ok. Dzieci szukają i będą szukać swojej drogi, będę przy nich lub nie podczas potknięć i zmian, ale daję im pełne prawo do bycia kimkolwiek chcą bo w świecie pełnym absurdu to jedyna przydatnosc, która się nie przeterminuje.
A tu notka dla tych, którzy nie są ze mną od poczatku- zaczęłam pisać tego bloga gdy Feliks miał 8 miesięcy. Bardzo dawno. Zaczęłam, bo chciałam dotrzeć do innych mam, które też nie dają klapsów i jakoś je poznać. Taką egzotyką to było. Tylko tyle. Tyle z moich aspiracji blogerskich. Takie były czasy.
Komentarze
Prześlij komentarz