Ptaszki
Wczoraj podczas spaceru z naszymi 3 psami, gdy słońce nieśmiało wyglądało za obłożonym górskimi szczytami horyzontem, pomyślałam sobie, jak ogromne szczęście mnie spotkało, że mam dostęp do plejady uczuć. I trwałam w zachwycie nad własną wdzięcznością.
Nie każdym jest ona dana.
Nie wiem, skąd we mnie ta niedająca się uciszyć miłość do życia. Do przyrody. Do innych ludzi, w których jak szalona pragnę widzieć dobro. Czasami wszystko naokoło usiłuje mnie przekonać, że jestem stuknięta. Że nie ma pieniędzy, że jest ciężko, świat pełen jest straumatyzowanych ludzi krzywdzących innych a ja sama nic nie zdziałam żeby to naprawić.
Ale serce wtedy od razu, momentalnie kontruje: nie jesteś sama. Ten prąd dobra jest coraz silniejszy. I nabiera mocy z każdym dzieckiem urodzonym w atmosferze miłości i szacunku. Więc warto.
Tak, często czuję się stuknięta. Ale wiem, że tych stukniętych jest mnóstwo. I że za jakiś czas, może mnie już nie będzie, to oni będą stanowić normę i juz nikt im nie będzie mówić, że coś jest z nimi nie tak.
Dlatego na przekór wszystkiemu pielęgnuję w sobie nadzieję i wdzięcznosc jak dwa ptaszki, które wypadły z gniazda. Ktoś powie: one i tak zdechną! Lepiej zawołać kota żeby to ukrócił. Tak. Teraz momentami wydaje się to bez sensu, ale ten sens da się ujrzeć dopiero gdy ptaszki rozłożą skrzydła i polecą. I ja wiem, że tak będzie.
Komentarze
Prześlij komentarz