Mam

Wierzę, że spełnienie mojego marzenia jest możliwe. Najtrudniej było mi je określić, ubrać w słowa. Mistrzowie manifestacji radzą, by doprecyzować swoje marzenie, ujrzeć je dokładnie w jak najdrobniejszych szczegółach. Ale ja miałam z tym problem. Problem miałam z określeniem, czego ja właściwie chcę. 

Na wylocie londyńskiego życia wizualizowałam nas na wsi, dzieci jeżdżące na rowerach, biegające za nimi psy. Dzisiaj uderzył mnie obrazek: Gustawek (wreszcie, 3 dni temu nauczył się jeździć na rowerze..  to była długa i trudna droga) na tle eukaliptusowych skalistych wzgórz, palące słońce, roztapiający się w oczach lód na kałużach, mój mały chłopiec na swoim żółtym rowerku, kontrastującym że znudzoną zielenią warzywniaka sąsiadów. Za nim pies. Wtedy, w Londynie ta wizualizacja wydawała się absolutnym szczytem marzeń. Dziś to mam. Patrzę na to bogactwo i napawam się.

Dalej marzę. Ubieram marzenia w kształty i kolory. Emocje. Poczułam, że tak bardzo chcę doulować porodom bez dojeżdżania do nich. Po prostu czekać w pobliżu, dzielić życie z nowopowstająca rodziną a po porodzie być na miejscu, zaglądać, spojrzeć na łożysko, przynieść herbatę, położyć bukiet kwiatów na stole młodej mamie. Jednocześnie być blisko z własnymi dziećmi, karmić piersią, tulić je i być z nimi, gdy trzeba.

Dziś dostałam wiadomość od pary, która szukała douli. Chcą bym zamieszkała z nimi na ostatnie tygodnie przed porodem, oferują przyczepę, miejsce pod namiot. Nawet nasze psy im nie straszne.

Za jakiś czas spojrzę na tę mamę, na jej dzieciątko, na znudzoną zieleń typowego portugalskiego warzywniaka sąsiadów. I powiem- już to mam.

Komentarze

Popularne posty