Locia w skrócie


 Za nami bardzo intensywny dzień. Locia wstała lewą nogą. To może oznaczać tylko jedno: cała rodzina modli się o jak najszybszy koniec. Żyjemy pod dyktando tej małej istotki.

Najpiękniej i najprawdziwiej określi ją z życia naszego wzięta historyjka następująca: Locia drze się wniebogłosy i nikt nie rozumie, o co jej chodzi. W końcu nadludzkim wysiłkiem namawiam ją by usiąść i poczytać książeczkę. Siadamy. Nim wezmę jakąkolwiek książkę do ręki, Locia krzyczy zrozpaczona: Inna siąziećka! Nie ta!

I co teraz.... inna niż która? Jaka będzie dobra?

Nikt nie wie. Modlimy się dalej🤣

Przez cały dzień pilnuję się by nikogo o nic nie poprosić. Bo wiem, co się zdarzy gdy Locia to usłyszy: awantura, rozpacz, walka. Jeśli przypadkiem wymknie mi się: "Guciutku, zamknij drzwi", żałuję natychmiast. Otóż Locia chce zamknąć. Guciutek oczywiście odstępuje jej ten zaszczyt, ale już jest za późno. Ona już leży na podłodze i krzyczy. Nikt nie ma już siły na to reagować, ale ja muszę. Jestem mamą. Biorę ją a ona mnie bije. Zaraz chce cycka i tak na zmianę.

Dziś taki stan rzeczy trwał od świtu do nocy z dwugodzinną przerwą, kiedy to uczyłam angielskiego i nie zdążyłam się jej drzemką nacieszyć. 

Źle mi z tym, że takich dni jest tak wiele, stanowią przytłaczającą większość. Jesteśmy poprostu bezradni, zmęczeni, zrezygnowani. Trudno jest odczuwać radość z cudu jakim jest takie malutkie, rezolutne dzieciątko, gdy cały czas czujesz się jak przy tykającej bombie.

Może jutro będzie łatwiej.

Mówię to sobie każdego wieczora od ponad 2 lat i zawsze wierzę. I czasami bywa łatwiej.



Komentarze

Popularne posty