Londyn

 Przyleciałyśmy do Londynu- wszystko było od początku uspokajająco znajome. Z mojej twarzy nie znikał usmiech mimo zmęczenia i przebodźcowania- widmo szaleństwa unosi się nad tym miastem i poczułam to całą sobą.

Locia płakała w samolocie, płakała w metrze, ja wspominałam słodycz macierzyństwa w otoczeniu innych matek. To był Londyn dla mnie- wspólnota. Poczucie bycia częścią czegoś. I teraz poczułam też że spokojem w sercu, że już jestem częścią czegoś innego ale uznaję i kłaniam się temu co służyło mi przez tamte lata.

Jestem tak bardzo bardzo wdzięczna za to doświadczenie. Pozwoliło mi dorosnąć, osadzić się w sobie, odnaleźć siebie. Ruszyć na przód.

Aż mam ochotę napisać I LIVED IN LONDON FOR 7 YEARS. WHAT'S YOUR SUPERPOWER?

Wszystko jest tu dokładnie takie jakie było 3 lata temu. Moje ulubione sklepy w tych samych miejscach. Pociągi do znanych mi dzielnic odjeżdżające o tych samych godzinach. Panowie na bramkach dworcowych mili a jednak bujający w obłokach. Roześmiane Polki dużo starsze ode mnie, plotkujące o facetach, ubrane odważnie, kolorowo, bez kompleksów i mowy ciała świadczącej o lęku- ja z wielką plama od ketchupu na swetrze na którą nikt totalnie nie zwraca uwagi- to takie drobne elementy przyjemnej inności w stosunku do realiów szarzyźniano- toksycznych które panują w wielu polskich areałach niestety...  Ja już się uodporniłam... ale jednak... nie przestałam tego zauważać.

Zamierzam cieszyć się tym pobytem. A potem w absolutnej ekstazie szczęścia lecieć do Porto. Może Locia lepiej zniesie drugi swój w życiu lot?





Komentarze

Popularne posty