Olśnienie

 



Olśniło mnie.
Każda poprzednia decyzja, wszystko co myślałam i robiłam dotychczas,  powoli, małymi kroczkami prowadziło mnie tu.
Do gminy Gois, nad rzekę Ceirę, gdzie wraz z  siódemką dzieciaków spędzam popołudnie kibicując psu pokonującemu wodospad, podziwiając żabę, chłodząc ręce w lodowatym potoczku.
To się dzieje, kolejna rodzina pyta o namiary na ziemię w pobliżu, mamy już tu całkiem niezła gromadkę i coś do roboty przez cały najbliższy tydzień. W porywie "nudy" która lubi upalne dni zawsze można udać się nad wodę. Tej tu wszędzie pod dostatkiem....
Dostaliśmy wczoraj dwa drzewka od sąsiada, sądzimy.
Guciowi marzą się własne arbuzy, ale coś słabo nam rosną.
Spaliśmy zeszłej nocy na dworze, pod gwiazdami (Gucio ma ospę i budził starszaki placzem- zabrałam więc moje maleństwa poza namiot) i potęga tego doświadczenia delikatnie mnie przytłoczyła. Niebo było ogromne, czarne i usiane świecącymi punkcikami. Płacz Gucia obudził też oczywiście Locię- zapatrzyła się w górę, westchnęła z zachwytem: "Mama!" i paluszkiem wskazała na bezkres. Zobaczyłam w jej małych, wybitych ze snu oczętach, mistyczne wręcz doznanie- nigdy wcześniej nie była przytomna podczas takiej nocy, w takim miejscu.
I przyszło mi do głowy, że kluczem do naprawy wszystkiego jest zachwyt. Gdy staje się on normalnym, regularnie odwiedzającym nas uczuciem, nie mamy tego parcia na naprawianie niezepsutego, na obsesyjne szukanie dziury w całym.
Chcę, by miały czym się zachwycać.
Dzisiaj Lilunia w stroju kąpielowym, stojąc na wielkiej skale zanurzonej w wodzie próbowała przekrzyczeć ryk wodospadu słowami: "Kocham Portugalię!!!!!!".
Ja usłyszałam.

Komentarze

Popularne posty