Baśń o życiu

 Nie wierzę, że już półtora miesiąca nie pisałam.

Z drugiej strony mam usprawiedliwienie, ten okres był dość burzliwy dla nas. Zmieniliśmy miejsce pobytu, tam okazało się diabelnie zimno. Oglądaliśmy landy na sprzedaż (z planem zakupu ale też listą wymogów....) i to nas zdrenowało.

W pewnej chwili miałam już wszystkiego dosyć. Pomyślalam, że to pieprznę, dzieci potrzebują uwagi a ja znowu zapadam się w przepaść. Oczywiście to wszystko napinało atmosferę.

I wtedy trafiliśmy do wioski Sobral- w akcie desperacji wynajęliśmy tam domek na tydzień. Oglądaliśmy kolejny land, który był świetny ale nie miał dojazdu- więc rezygnacja. Po tym viewingu zawitaliśmy do naszej kwaterki i nagle wszystko się odwróciło.

Bo to co tu zastaliśmy, widoki, energia, dynamika międzyludzkich relacji- tak bardzo przypominała nam nasz nieodżałowany Torvizcon. Pokochałam to miejsce od pierwszego wejrzenia a na drugi dzień wpadła sąsiadka i na wieść, że szukamy landu od razu zaproponowała mam swój a w ciągu kilku minut rozmowy obniżyła cenę prawie o połowę 😅

To miejsce ma w sobie magię, piekne jest tak, że zapiera dech. Widzisz te góry (Serra Asoras), mimozy, eukaliptusy, niebo, oblane słońcem zbocza, dróżki jak nitki w oddali i myślisz sobie, że już nic, absolutnie nic ci w życiu nie potrzeba, bo będziesz się budzić i widzieć TO.

Chcemy tu pisać naszą historię.

Chcę, by moim dzieciom, którym przyszlo żyć w czasach totalnie posranych, ten widok zapewniał zdrowie psychiczne. By ich horyzonty rozciągały się jak pasmo górskie, ich mózgi nie zmieniły się w ciasne pudełka mieszkanka w bloku gdzie ktoś już rzeczy poukładał w pedantyczno- chaotycznej malignie- o nie, ja chcę żeby oni sami potrafili zbudować swoją rzeczywistość. Nie udało się w Andaluzji, poddaliśmy się na jakiś czas, nie sądziłam, że z piekła jeszcze trafimy do raju.

Wczoraj zapomniałam o maskach. Bylismy na lokalnej imprezie zwanej Pizza Night, inicjatywa sąsiedniej wioski. Wchodzę do tej świetlicy bez maski i nie myślę nawet gdzie ją mam a zawsze z bólem serca wiem. Na Boga, zapomniałam na śmierć. Nikt nie miał maski a było sporo osób i nagle patrzę, przybywa rodzina i wszyscy w maseczkach. Ja pierdzielę, no tak, a ja nie wiem gdzie jest moja, juz serce bije szybciej, już znowu przedsmak ataku paniki, ale zaraz zaraz, ta rodzina widząc, że maski nie są obowiązkowe sciąga swoje.

Uffff.

W tamtej rodzinie było dwóch chłopców i zaraz oni po angielsku zaprosili nasze dzieci do grania w piłkę..... Felek zachwycony.....Trzynastolatek w Portugalii po angielsku woła go do grania w piłkę na Pizza Night.... rany, czy my zamarzliśmy i obudziliśmy się w niebie?! 😅

Kupujemy tu land i będziemy na niego zawsze wracać. Jest tam mnóstwo pracy, land od wielu lat stał odłogiem, przeżył wielki pożar 5 lat temu i widok młodych pędów chruściny jagodnej wyrastających z popalonych badyli przyprawia o dreszcze.

Nic tak naprawdę nie umiera na zawsze.



 



Komentarze

Popularne posty