Bociany itd

 Felek zdał swój pierwszy egzamin w Szkole w Chmurze i dobrze mu poszło. Padło na matematykę- siedziałam z nim co jakiś czas przez ostatnie 2 tygodnie, przerabialiśmy materiał, udało się liznąć podstawę programową, ale Felek nie miał dużej otwartości by się tym zajmować. Tymbardziej jestem pod ogromnym wrażeniem, że się nie poddał, nie zablokował, nie zacietrzewił. Trzeba było zdać, to zdał. Pani egzaminatorka na ustnym sama miała bobasa na kolanach, poczułam wdzięczność, łączność. Są ludzie, którzy chcą ten świat uczynić lepszym. Tyle.

Rozpiera nas duma, szczęście a zarazem toczy potworne zmęczenie. Ten dzień zdrenował mnie do cna. Aż się z emocji pochorowałam. Bo oto syn mój pierworodny, całe niemal życie na unschoolingu, podchodzi do egzaminu z matmy która mu zupełnie nie leży i zdaje na 4, zaliczając tym samym przedmiot na poziomie 6 klasy- może o matmie zapomnieć teraz na rok albo dłużej i dalej dłubać w lego, lepić z poksyliny, kręcić filmiki i czytać komiksy.
No, będą inne przedmioty do odbębnienia ale po dzisiejszym już się zupełnie nie martwię.
Chociaż bywa trudno, w takich chwilach sama zaczynam rozumieć własne szaleństwo. Bo to, jak wygląda nasze życie to momentami istny psychiatryk. Jednocześnie jestem gotowa tego psychiatryka bronić do ostatniej kropli krwi- bo widzę, że wszyscy są tu bezpieczni, z dala od strasznej normalności, bo to właśnie ona jest zaburzona, nie my. To co nam się wmawia jako przykładne, pożądane, porządne.... mnie nawiedza w koszmarach.




Nieopodal nas jest wioska, którą upodobały sobie... bociany. Siedzą z pisklakami w gniazdach, tak, teraz w grudniu. Zastanawiamy się, czy to te same, które mieszkały niedaleko nas latem na Podlasiu.
I wydaje się to być takie naturalne, być tu teraz znowu z nimi, kąpać się w słońcu, patrzeć na zieleń.

Lotta jest dzieckiem właściwie nieograniczonej wolności. Nie ma wokół niej szelek, bramek, zaślepek, systemów ochronnych. Łazi sobie całe dnie boso, potrzebuje uwagi, z reguły mojej, by czuć się bezpiecznie i komfortowo, dotyka czego chce, sypie piaskiem, częstuje się psią karmą, chlapie wodą w misce, zrywa trawę, zbiera pomarańcze z ziemi i je je, często ze skórką, tak mijają godziny, dnie, tygodnie, ona rośnie, zaczyna już gadać a ja budzę się z niepoprawnie szokującym odkryciem że robi się..... jakby łatwiej? Jakby ktoś zapalił świeczkę w ciemnej piwnicy, zdjął przygniatający mnie od miesięcy głaz z płuc, przetarł zakurzoną szybę, ukazał, że wszystko jest dobrze, tylko muszę odważyć się to przyznać. Powoli się odważam...

Są z nami ludzie, przyjechali z Polski, stworzyliśmy tu mikro społeczność i potega wyręki jakiej doświadczam jest nie do opisania, po prostu pomagają nam wychowywać dzieci. A z pewnością zajmować się nimi. Wiem, że nie chcę inaczej żyć, siedzę tu sobie teraz sama w ciemności i regeneruję siły. Mogę!!!!!

Już za 3 dni egzamin Lilianki z polaka.

Komentarze

Popularne posty