Wioska mnie uratowała

 Chodzi za mną ten wpis i chodzi. Bardzo chce go stworzyć ale jednocześnie czuję jego wieloaspektowość i mnie to zniechęca bo nie lubię za długo pod rząd trzymać telefonu 😅

Ale spróbuję.

Po narodzinach Lotty nie byłam w najlepszym stanie psychicznym. Ona była jak lustro....jak zawsze dobra odpowiedź na każde pytanie.... nadal jest w niej niepojęta siła. Zaczyna chodzić a ma 9 miesięcy. Nie uznaje kompromisów. Moja doba to dbanie o jej bezpieczeństwo i komfort w świecie który uznała za swój ale z którym nie zamierza iść na żaden układ. Mała rozkoszna awanturnica. Jej istnienie to pęd do awantury bo to całe kurestwo jakie zaczęło się kilka dni po jej poczeciu wręcz błaga o awanturę i bombę atomową. Wiec Lotta się wkurzyła i postanowiła się urodzić. Nie wiem czym sobie zasłużyłam ze wybrała mnie na mamę ale tak się stało.

Tylko że ja w starciu z absurdem jaki nas zaskoczył czułam słabość. Bezsilność. Dzis wiem że Locisia jest jaka jest żeby dodać mi siły.

Wierzę że wszystkie decyzje jakie podejmowaliśmy po odkryciu 2 kresek na teście ciążowym w kwietniu 2020 podjęliśmy bo Locisia tak chciała. Czasami było mi trudno z podjęciem jakiejkolwiek oraz potem z jej konsekwencjami. Faktem jednak jest, że od kwietnia 2021 dzielimy życie z drugą rodziną. Ktora autentycznie pomogła mi w przejściu tego wszystkiego, pomogła mi wychowywać moje dzieci. Wszystko wskazywało bowiem na to, że nie byłam w wystarczająco dobrej formie by mamować całej czwórce i o to bach, Locisia zapewne sprawiła że nasze losy splotły się nierozerwalnie z losami naszych Przyjaciół.

Od wczesnej więc wiosny jest obok mnie praktycznie cały czas druga kobieta, druga mama o niezwykłym sercu i dzięki niej moje dzieci są zadbane, zadowolone. Gdy Marcin pracował, gdy był zmęczony, gdy ja po prostu nie ogarniałam się z Locisia, ta druga kobieta była i czułam to wsparcie, prawdziwe wsparcie, zrozumienie, pomoc. Moje dzieci miały z nią jak pączki w maśle. Dzięki temu to ja wygrałam- doszłam do siebie, uwierzyłam że zycie wciąż trwa, pojęłam ile zależy od naszego myślenia i czym jest akceptacja. Nigdy przenigdy nie udałoby mi się to samej, oddzielonej od sąsiadów ścianą, tą z muru i tą zbudowaną z miejskiej anonimowości, która ze współczesnego macierzyństwa uczyniła niewypowiedziany wręcz koszmar.

Samotność, atomizacja społeczeństwa, parcelacja. Wszystkowdupizm. Matki w kryzysie, nieszczęśliwe przez to dzieci.

Udało mi się przetrwać dzięki temu kim stała się dla nas ta druga Rodzina. Moja wdzięczność to lejaca się lawa- żywioł. A piszę o tym bo niedługo opuszczamy naszą miniwioskę na te kilka miesięcy a ja.... czuję się gotowa. Mamy cel i osiągniemy go żeby wrócić z uśmiechem na twarzy.

To co chcę przekazać to rosnace we mnie wciąż przekonanie, że czasy sa takie że nie damy rady sami. Jeśli my- rodzice, jeśli nasze dzieciatka mają utrzymać zdrowie psychiczne w tym huraganie to trzeba uświadomić sobie konieczność łączenia się we wspólnoty. To już powinno wyjść z fazy mrzonek. Nie ma czasu na tablice marzeń i wycinanie z gazet obrazków. Trzeba to zrobić, trzeba się ratować, bo inaczej marnie z nami. To co chcieli nam zrobić nie wypali. Zaczeli od izolowania ludzi od siebie, przekonywania ze spotkania są niebezpieczne ale siła oporu była ogromna więc wykorzystajmy to że wolno nam być razem i zycie dalej trwa.

Trwa!!!


Komentarze

  1. Też tak czuję ❤️ łączmy się, wspierajmy. Życie może być takie piękne ❤️ wystarczy podążać za głosem serca i szeptami duszy.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty