Droga

 Jestem w ważnym punkcie na mojej drodze. Zatrzymuję się tu na dłużej, bo chcę spojrzeć wstecz, odsapnąć, zastanowić się. Felek zaczął dzisiaj swoj pobyt na obozie letnim dla dzieci od 12 do 14 lat.... Odwieźliśmy go. Od rana szalałam, bo a to dokupić piżamę, a to gdzie on ma ładowarkę, a to czy mu koszulek starczy. Felek śmiał się ze mnie i ostentacyjnie okazywał nonszalancję w kwestiach odzieżowo- organizacyjnych. Jednak gdy punktualnie stawiliśmy się przed zatłoczonym ośrodkiem, gdzie jednocześnie zaczynały się dwa obozy....widziałam, że coś się w nim nadłamuje... okazało się, że jest jednak jednym z najmłodszych..... poszedł za swoją grupą jak w ogień, już bez tego pobłażliwego uśmiechu jakim obdarzał cały dzień moją lekką histerię.

We mnie wiele drżało.
Przypomniałam sobie. Jego płacz, nie, wróć, pełne rozpaczy wycie i błaganie o pomoc pod drzwiami żłobka a potem przedszkola. Nas zaprowadzajacych go tam mimo tej rozpaczy. Moja rozpacz, że nie umiem inaczej, nie mam odwagi, nie znam alternatywy.
Kto czytał bloga na poprzedniej domenie, ten wie, że to wszystko w końcu wybuchło. Przelało się, wylało i zaczęło się napełnianie od nowa. Tym razem czymś, co służy, co podyktowane jest miłością, nie strachem. Zaczęło się noszenie głowy wysoko. I chociaż czasami, w obliczu ciskanych w nasze wybory gromów krytyki z wielu różnych stron, jest to bardzo trudne, ja wiem, że robimy dobrze.
Bo tamten zaplakany trzylatek co do którego przyszłości w kontekście zdolności społecznych różne mądrale miały tyle do powiedzenia, dziś w wieku lat 12-tu sam wybiera, że chce na 11 dni pojechać na obóz graczy RPG (chociaż nigdy nie grał- po prostu zapragnął spróbować) i mimo oczywistej niepewności, idzie. Bez oglądania się za siebie. Ja stoję i chce krzyczeć, i wołać coś do wychowawców, opowiadać o Felku, o naszej historii, krzyczeć, że on jest wrażliwy, że mają na niego uważać, ale on już zniknął w czeluściach stołówki z innymi nastolatkami a ja z Locisią w nosidle i psem na smyczy stoję i mimo natłoku myśli wiem, że będzie mu tam dobrze, bo to fantastyczny, kreatywny, wesoły młody człowiek i ludzie go lubią, wszędzie znajduje kolegów a nawet ostatnio na festiwalu wchodził w pelne przekomarzania interakcje z rówieśniczkami i gdy go o to żartem zapytałam na jego twarzy pojawił się szelmowski usmiech, nie zaś speszenie czy stres...... tyle tego w głowie wciąż mam........w sercu jeszcze więcej.... ciekawy wieczór.
Mam na szczęście jak i gdzie z tym pobyć bo zlądowałam z samą Lociną w chatce na końcu świata wśród kóz, kotów i koni na jakiś czas (czekamy na poród i będziemy doulować na dniach) wiec czuję potężną wdzięczność, że moje życie osiągnęło ten punkt i mam tę chwilę na refleksje.
Gdzie będę za kolejne 12 lat?


Nie wiem, ale jeśli będą tam kozy i śpiew ptaków, z przyjemnością znowu przystanę by zachwycić się i pogłaskać wszystko co żywe i co pomaga mi wzrastać.

Komentarze

Popularne posty