Bułeczki

 Mam tyle bezinteresownej serdeczności wobec moich maluchów, że aż mnie to zastanawia. Jest z nich taka cudna para: malutki, milutki rozgadany chłopczyk i zacięty uparty bobas o tłustych odnóżach.

Tak pięknie obstają przy tym czego pragną. Tyle się od nich uczę. Miłość w najczystszej, nieskalanej postaci.


Gdy startowałam w macierzynstwo z Felkiem i Lilcią, wciąż wydawało mi się, że robię coś źle. I że nie wypada kochać ich aż tak. Aż zrozumiałam, że nikt nie może zabronić mi rozpieszczania własnych dzieci, że jeśli nie mama to kto ich ukocha, nakarmi, ogrzeje? I postanowiłam pompować w nich uczucie, jak wariatka. Dotykałam, wyznawałam miłość bez powodu, tuliłam.... aż mi znudzone już odpowiadały: mamo, wiemy wiemy.... pytam: skąd? A one: Bo nam to mówiłaś miliard razy.....

I to mnie tak cieszy, tyle szczęścia mi daje świadomość, że one wiedzą, że ja je kocham 😊❤


Ale te moje cukrowe blondaski teraz....nie doświadczyły już tej mojej głupoty, przyszły na gotowe, nie muszę się uczyć ani walczyć z nabytymi przekonaniami, po prostu uwielbiam je nieprzytomnie i rozkosznie jest czuć jak bardzo gówno obchodzi mnie to co inni sadzą na ten temat.

Moje ciepłe bułeczki, śpią sobie teraz razem po podróży, bo przyjechały ze mną na chwileczkę do Rumi. Mając tylko te dwójkę ze sobą czuję się jak taka młoda mama i bawi mnie zaskoczenie na twarzach przypadkowych rozmówców (np. w pociagu)  gdy wychodzi na jaw, że mam jeszcze dwoje duuużych dzieci.

A o nich to też kiedyś coś więcej napiszę, bo również mój zachwyt budzą każdego dnia. 

Komentarze

Popularne posty