Wyjątkowe książki wyjątkowym dzieciom

 Otrzymaliśmy przepiękny prezent od Wydawnictwa Mamania: dwie książki których autorka, Martyna Broda poprosiła o recenzje na stronie Mamy na Puszczy 😊 Poczułam się wyróżniona a moje dzieci niezwykle docenione bo to przecież o ich opinie chodzi, nie moją tak naprawdę. 



Mamy teraz dość specyficzny okres w życiu. Odkąd wyprowadziliśmy się z Londynu do Hiszpanii brakowało stabilizacji, możliwości zaplanowania czegokolwiek. Chwilę cieszyliśmy się rajem i brzmi to bardzo romantycznie. To uczucie bylo silne. Byliśmy na swoim miejscu. Wszystko jak w bajce. 
 Przyszedł lockdown i ciąża. Wszystko zmieniło się nagle, jak w filmie. Jeszcze jakiś  czas obserwowaliśmy to co się działo klatce po klatce, w zwolnionym tempie, nie wierząc do końca. Czulam się w ciąży fatalnie. Wymiotowałam. Nie byłam w stanie skupić się na starszych dzieciach.
Poczucie braku bezpiecznego miejsca na porod zdominowało nasze decyzje. Udało się znowu trafić do raju, na świat przyszło dzieciątko absolutnie cudowne ale wysoko wrażliwe i totalnie nieodkladalne. Znowu przeprowadzka. Ja w rozsypce. Zimno. Polska.
Dopiero teraz dociera do mnie ile te nasze dzieci przeszły bez większego w zasadzie szemrania. Na wszystko się zgadzały. Nie użalały się. Nie buntowały. Brały wszystko takim jakim było. W siostrzyczce zakochały się nieprzytomnie. W każdej sytuacji widziały plusy. Cieszyły się tym co mnie przyprawiało o stres.
Lilunia raz tylko płakała, gdy tata miał lecieć do Anglii popracować. Wyznała, że będzie manifestować awarię samolotu albo covid u taty żeby go do niego nie wpuścili 🤣🤣 Ostatecznie nie poleciał bo coś tam. Zmanifestowała🤣
Od ponad miesiąca mieszkamy u przyjaciół którzy także się przeprowadzają. My tymczasowo za nimi. Znowu zmiany. Znowu jakaś tam niepewność.
Często nie mogą mieć czego pragną bo moje manifestacje nie są tak skuteczne jak Lili i pod względem finansowym wciąż spięcie, silne poczucie braku. Niefajne.
Usiluje sobie z tym radzić ale najtrudniej zaopiekować się uczuciami dzieci gdy ze swoimi nie potrafimy dojść do ładu...
W takim to klimacie tkwiąc odebrałam maila z prośbą o recenzje tych 2 książeczek. Pomyslalam dość sceptycznie i bez ekstazy: czemu nie? Dzieci jak już pisalam zadowolone.. 
Ksiażeczki okazały się zbiorami prowadzonych medytacji, jedna dla młodszych, druga dla nieco starszych dzieci. Pelne kolorow, żywych opisów, bardzo sugestywne, o zachwycającej szacie graficznej, pomagają czytelnikowi zanurzyć się bezpiecznie wśród fal własnych emocji; traktują dziecko i to co przeżywa z szacunkiem i bez oceny. Ponadto treść emanuje miłością do natury, zwierząt, przyrodniczych zjawisk- a potrzeba zaszczepienia jej młodemu pokoleniu jest ogromna chociaż brzmi to patetycznie. Ale tak jest: w pełni patosu powinniśmy zatrzymać kolo zniszczenia i dać dzieciom okazję do pokochania siebie a zaraz potem pokochają to skąd się wzięły.
Najpierw sama poczytałam i zaskoczyło mnie ukojenie jakiego doznałam. Moje wewnętrzne dziecko uspokoiło się i osadziło. Postanowilam powyrywać parę chwil z drzemek Lociny i poświęcić je starszakom nad książkami (mission almost impossible). Każdemu z osobna i wszystkim naraz.
Kolejny szok przyszedł, że Gucio w ogóle chcial słuchać. Niestety, nad czym dość ubolewam, nie jest za bardzo książkowy. Czytanie nudzi go i meczy. Lubi wierszyki albo książki dla bobasów, historie nie przekonują go póki co chociaż próbuje go do nich zachęcić . A tu prowadzona medytacja podczas której przemierzać miał dżunglę czy morskie głębiny. Gucio ma w zwyczaju przerywać i dodawać sporo od siebie. Wspaniale bylo obserwować jego buzie, skupiona, autentycznie przeżywająca to co działo się w jego umyśle podczas czytania!
Starszaki przepadły!
Prosily mnie tak wiele razy bym im poczytala...
Lilianka porobiła nawet ilustracje do medytacji o domku, w których każdy pokój odpowiada jakiemuś uczuciu. Chodzimy do tych pokoi aby się im przyjrzeć, pobyć z nimi. Piekna metafora. Ujęło mnie poruszenie jakie w serduszku Lili poczyniła. Od razu poszła sobie to wyrysowac. Wzruszylam się.
Chciałabym móc czytać im częściej, kiedy tylko chcą, dlugo....
Ale zaraz budzi się Locina a ja muszę iść...
Jednak cieszę się że udało mi się chociaż na chwilę wejść do pokoju relaksu i tam z nimi pobyć. Pragnę wierzyć, że etap niekontrolowanych zmian zakonczy się w naszym życiu, ze znajdziemy sposób by móc podróżować ale tylko na własnych zasadach, gdzie i kiedy chcemy a nie musimy czy wciąż próbując ustrzelić mniejsze zło.
Na zakończenie tej dość nietypowej recenzji, za zgodą Liluni wrzucam fotki jej ilustracji pokoi z emocjami. Dają tak wiele do myślenia chociaż sporządzenie ich zajęło jej kilka minut. Jestem wdzięczna Mamanii oraz Martynie Brodzie za książki bo dzięki nim zyskałam wiekszy dostęp do domków które nie otwierają się za często. To trudne uczucia dzieciaczków które istnieją, chociaż tak piekielnie dzielni i naturalnie ustatkowani oni są, cokolwiek by się nie działo.
Jednak wazne by pamiętać ze gora lodowa widoczna jest tylko w skrawku!








Komentarze

Popularne posty