Z twarzą

 Mały chłopiec wedrujacy samotnie do szkoły z nosem w telefonie. Świat w nim jest tak dużo bardziej atrakcyjny niż to co naokoło. W bajkach, filmach czy serialach wciąż pokazywana jest atrapa normalnych ludzkich interakcji, zauważcie ze producenci rozrywki nie apdejtuja swoich pomysłów o te małe szczególiki jak zamknięte biznesy, dystans spoleczny czy maski. Seriale na Netfliksie to roześmiane grupy nastolatków na imprezie, podróże samolotami, miedzyludzkie intrygi dzienne i nocne, bez godziny policyjnej i zakazu podawania ręki. 

Mały chłopiec maszeruje dzielnie w spodniach na kant i przykładnie ostrzyżonych włosach. Wygląda bardzo porządnie i odpowiedzialnie z atrybutem chirurga na małej twarzy.


Niemowlę  we wózku wpatruje się w zasłonięta twarz mamy. Bezskutecznie próbuje wywołać jej usmiech, gaworzy i macha rączkami. Mama chyba patrzy na nie ale dlaczego się nie uśmiecha? Dlaczego jest niebieskim humanoidalnym tworem bez emocji? Co się stało? Jeszcze niedawno obserwowanie takich scen wpędzało mnie w rozpacz i ciche ataki obezwładniającej paniki. Dziś, chociaż wiem, że to jest straszne, jednocześnie mocno czuję, że niemoje. I że moje dzieci dorastając będą świadome istnienia podziału na to co ludzkie i co nieludzkie, świadkując odhumanizowaniu relacji wybiorą coś skrajnie przeciwnego. Starszaki już wybrały. Jestem z nich dumna. Maluchy kochamy do utraty sił, treści przekazywane Guciowi staramy się podawać w sposób nieprzerażający i "na luzie" ale to jest chyba najtrudniejsze w tym wszystkim. Zachować luz żeby nie dać dziecku w posagu na życie lęku, poczucia beznadziei, chociaż jedyne czego się pragnie to schować pod ziemię i przeczekać... albo tam zostać na zawsze. No i jest jeszcze Lotta.

Lotta weszła w etap w którym nie chce od razu zasypiać włożona do nosidła. Chce się rozglądać, poznawać otoczenie. Córeczko, jakże bardzo chciałabym zasiać w Tobie przekonanie, że to co widzisz to tylko tragikomiczne pozory. Świat ma twarz, ludzie ja mają! 

Staram się wychodzić wtedy gdy jest zmęczona, żeby jak najszybciej zasnęła. Jeśli nie śpi, nie ubieram maski. I tak na ulicy nie ubieram ale w sklepie czy pociągu miewam ją na ustach.  Absolutnie nigdy gdy patrzy na mnie moje czteromiesięczne niemowlę. Bo nie chcę go zarazić... psychozą. Nie chcę wpuścić do jej cudnej główki wirusa absurdu. 


Wczoraj uczestniczyliśmy w pikniku homeschoolingowym i cudownie było popatrzeć na ognisko oraz 20 dzieciakow biegających swobodnie po lesie i polanie, liczących żaby, wrzucających kije do jeziorka. Było zimno i mokro ale cieszyłam się jak głupia tym spotkaniem bo czułam że wszystko jest na swoim miejscu, naturalne i silne. Musieliśmy przekroczyć jakieś dozwolone limity bo w pewnej chwili zajechał w okolice pikniku radiowóz. Stróżowie (nowego) (nie)porządku popatrzyli i odjechali. Może nie chciało im się interweniować ze względu na deszcz....

Już jutro jedziemy pobyć w okolicy gdzie mam doulować. Jest w tym dla mnie moc. Zrobię wiele i pojadę wszedzie byle jakiekolwiek dziecko dzieki temu urodziło się w domu a nie w szpitalu. Żeby trafiało w ręce mamy a nie robotów bez twarzy. A wiedzieć musicie ze tych dzieci bedzie coraz więcej. I to one budować będą nowa normalność. Z akcentem na normalność, nawet jeśli pozostanie ona w ukryciu i w kontraście do mainstreamowego pojebaństwa. 




Komentarze

  1. Bardzo mnie poruszylo to co napisalas. Poplakalam sie... i uswiadomilam, ze juz o tym nie mysle. I nie wiem czy to dla mnie dobre czy nie. Nie myslec- czyli sie nie wkurzac, nie smucic, nie plakac, ale tez to akceptowac? Codziennie rano jak patrze prze okno czuje to samo zdziwienie, ze Ci ludzie chodza w tych maskach. Co noc o tym zapominam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez nie potrafię się przyzwyczaić....i nie chce. Nie dam sobie wmówić ze tak musi byc

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty