Koniec połogu

Dzisiaj mija 6 tygodni od narodzin Lotty. Oficjalnie zakończył się prawdopodobnie ostatni połóg w moim życiu. Czuję się... dziwnie. Jakiś lęk, jakiś żal, ale i budząca się powoli motywacja.

Co to były za tygodnie. Pełne emocji, zmian. Niestety nie zawsze pozytywnych. Obserwuję u siebie wysoki stopień niepokoju, boję się, że dziecku zimno, że ktoś mi je zabierze, panicznie obawiam się miejsc publicznych, bo zacznie płakać, bo się posika (zakładam jej rzecz jasna pieluszkę wielorazową... ale co jeśli mi ich zabraknie... i takie tam...). Czuję, że muszę to opanować, że po połogu czas symbolicznie wyjść z tego łóżka...  chociaż przecież wyszłam, nawet przenieśliśmy się z kraju do kraju. Może to był błąd? Może za wcześnie... Może...

Lotta coraz łatwiejsza w obsłudze. Miewa dłuższe drzemki. Udaje mi się ją odłożyć. W nocy też zaczyna być spokojniejsza. Jestem z siebie dumna, że się nie poddałam, że dałam jej bliskość i cierpliwość, ani razu ich nie zabrakło i wiem że dzięki temu ona już niebawem się ugruntuje, w świecie poza brzuszkiem bezpiecznie zakotwiczy, będzie taką samą świetlistą radosną istotą jak Guciutek. To dodaje otuchy. Czuję się jak bohaterka, przetrwałam i dałam dzieciątku dużo. Wiem to.


Taka mała moja ocena tego zwariowanego okresu. Wewnętrznie świętuję. Piszę o tym otwarcie żeby dodać innym mamom otuchy. Robicie wszystko najlepiej cokolwiek robicie. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej ❤❤❤❤

Komentarze

Popularne posty