Szarzyzna za oknem

 Jak nietrudno się domyśleć, wciąż czekamy na dziecię numer cztery. Muszę przyznać, że nastrój nie pozwala mi się ostatnio wzbijać na wyżyny kreatywności więc blog leży odłogiem, ale pomyślalam, że dam znać, że jakoś żyjemy. Większość dni wygląda podobnie, jest zimno lub bardzo zimno, ciemno lub trochę jaśniej, robimy świąteczne lub pseudoświąteczne dekoracje z krepy i rolek po papierach toaletowych a czasami jeździmy na zakupy. Jak nie boli mnie głowa/ nie mam mdłości/ bolesnych nieproduktywnych skurczy całą noc/ śpię dłużej niż 6 godzin- dzień zaliczam do udanych!

Jutro wypada mój pierwotnie wyliczony termin porodu (bazujący na dacie poczęcia) a póki co szarzyzna za oknem bieleje więc niebawem trzeba będzie zmienić piżamę na spodnie i usmażyć placki.
Dobrze, że jest z czego, bo goszcząca nas rodzina odzyskuje ogromne ilości jedzenia z pobliskiego supermarketu i dzięki temu nie brakuje nam niesprzedawalnch warzyw i owoców typu banany z czarną plamką albo brokuły w których odpadło pół gałązki. To mnie bardzo cieszy!
Co będzie, to będzie, nie mam oczekiwań, chcę urodzić we względnym spokoju a potem zaadaptować się do nowej rzeczywistości jako matka czworga. Więcej ambicji póki co brak! 😎

Komentarze

Popularne posty